Od dłuższego czasu jestem miłośniczką duńskiej
kinematografii. Odkąd mogę, głosuję też
w wyborach do Europarlamentu. Okazuje się, iż w tym roku mam okazję przeanalizować oba te zjawiska jednocześnie, bowiem w nieoczekiwany dla mnie sposób, zetknęły się one w momencie promowania udziału w wyborach wśród młodych Duńczyków. Przekaz wykreowany w Danii niespodziewanie wzbudził zainteresowanie całej Europy i skłonił do dyskusji nad naszym, prawdziwie europejskim systemem wartości.
w wyborach do Europarlamentu. Okazuje się, iż w tym roku mam okazję przeanalizować oba te zjawiska jednocześnie, bowiem w nieoczekiwany dla mnie sposób, zetknęły się one w momencie promowania udziału w wyborach wśród młodych Duńczyków. Przekaz wykreowany w Danii niespodziewanie wzbudził zainteresowanie całej Europy i skłonił do dyskusji nad naszym, prawdziwie europejskim systemem wartości.
Zacznijmy jednak od szerszego omówienia zjawiska. W
Polsce okres przed wyborami
do Parlamentu Europejskiego kojarzy się źle. Jest to gratka dla wszelkiej maści specjalistów od reklamy i public relations – wreszcie można wykazać się swoją znajomością tematu i skrytykować nieudolne próby polityków by przykuć uwagę odbiorców. Odbiorcy zaś, na przykład ja, najpierw zwracają uwagę na omawiane przekazy a następnie, ze zmieszaniem graniczącym z przerażeniem, odwracają wzrok. Razi nie polityka sama w sobie i nawet nie populistyczne hasła wyborcze
(a przynajmniej nie tylko to). Poraża sposób realizacji spotów, techniczna strona filmów, ich wątpliwa estetyka i dyskusyjne zdolności copywriterów, którzy tworzyli hasła wyborcze. Pomiędzy reklamą margaryny do pieczenia „Palma z Murzynkiem” a spotem kremu do twarzy promowanego przez aktorkę 50+ bez żadnej zmarszczki na twarzy, rzucają się w oczy kiczowate, brzydkie, nieciekawe, odstręczające realizacje, „zachęcające” do głosowania na poszczególnych kandydatów. Całość takiego bloku reklamowego wydaje się być zaskakująco spójna pod względem treści i odczuwanego poziomu manipulacji oraz w interesujący sposób różnorodna pod względem wykorzystanych technik wizualnej ekspresji. Powszechna krytyka spotów wydaje się być tak samo uzasadniona, co zastanawiająca. W takich momentach bowiem, niezmiennie zadaję sobie pytanie: skoro wszyscy eksperci w dziedzinie reklamy, marketingu, wizerunku, którzy wypowiadają się
w mediach krytykują polskie spoty wyborcze, to kto je tak naprawdę tworzy?
do Parlamentu Europejskiego kojarzy się źle. Jest to gratka dla wszelkiej maści specjalistów od reklamy i public relations – wreszcie można wykazać się swoją znajomością tematu i skrytykować nieudolne próby polityków by przykuć uwagę odbiorców. Odbiorcy zaś, na przykład ja, najpierw zwracają uwagę na omawiane przekazy a następnie, ze zmieszaniem graniczącym z przerażeniem, odwracają wzrok. Razi nie polityka sama w sobie i nawet nie populistyczne hasła wyborcze
(a przynajmniej nie tylko to). Poraża sposób realizacji spotów, techniczna strona filmów, ich wątpliwa estetyka i dyskusyjne zdolności copywriterów, którzy tworzyli hasła wyborcze. Pomiędzy reklamą margaryny do pieczenia „Palma z Murzynkiem” a spotem kremu do twarzy promowanego przez aktorkę 50+ bez żadnej zmarszczki na twarzy, rzucają się w oczy kiczowate, brzydkie, nieciekawe, odstręczające realizacje, „zachęcające” do głosowania na poszczególnych kandydatów. Całość takiego bloku reklamowego wydaje się być zaskakująco spójna pod względem treści i odczuwanego poziomu manipulacji oraz w interesujący sposób różnorodna pod względem wykorzystanych technik wizualnej ekspresji. Powszechna krytyka spotów wydaje się być tak samo uzasadniona, co zastanawiająca. W takich momentach bowiem, niezmiennie zadaję sobie pytanie: skoro wszyscy eksperci w dziedzinie reklamy, marketingu, wizerunku, którzy wypowiadają się
w mediach krytykują polskie spoty wyborcze, to kto je tak naprawdę tworzy?
Brodząc pośród natłoku brzydkich i odrzucających
realizacji, polskie społeczeństwo stara się zadecydować, na kogo warto
zagłosować a kto nigdy nie powinien reprezentować Polski na arenie międzynarodowej. Przejdźmy więc do kolejnego zagadnienia związanego z wyborami
do Europarlamentu, a mianowicie – do kwestii samego udziału w wyborach. Powszechnie wiadomo, iż frekwencja jest tu zwykle niewielkie, a na pewno – niesatysfakcjonująca. Coraz popularniejsze stają się więc akcje, które zachęcają obywateli do oddania swojego głosu. Zwykle akcje te skierowane są do osób młodych, widać rządy europejskich krajów zgodnie twierdzą, iż należy inwestować w młodzież, starszych spisując na straty. Za 20 lat połowa populacji w wielu krajach europejskich będzie miała więcej niż 50 lat, także należy docenić ów brak logiki w działaniu. Niemniej jednak, jako osoba względnie młoda, zainteresowałam się spotem, którym sam Parlament Europejski zachęca nas do głosowania. Spot pod tytułem „And then came
a lot of sheep” to interesujący sposób wykorzystania storytellingu, by zaangażować widza
w odbiór komunikatu. Z owym filmem zetknęłam się na portalu youtube.com – emitowany był jako reklama przed właściwym materiałem video. Oczywiście, po kilku sekundach taką reklamę można pominąć. Ku mojemu własnemu zaskoczeniu – obejrzałam ją od początku do końca, straciłam całe dwie minuty mojego jakże cennego czasu (nie wiem dlaczego jest cenny, ale wszyscy tak mówią, więc ja także). Z mojego skromnego doświadczenia wynika, iż obejrzenie reklamy poprzedzającej film na portalu youtube.com to niezwykle rzadki przypadek. Dobry soundtrack, świetne zdjęcia
i montaż, wciągająca historia chłopaka, który po raz pierwszy w życiu ma szansę oddać głos w wyborach (co okazuje się niełatwym zadaniem) – wszystko to sprawia, że chętnie oglądamy taki komunikat.
do Europarlamentu, a mianowicie – do kwestii samego udziału w wyborach. Powszechnie wiadomo, iż frekwencja jest tu zwykle niewielkie, a na pewno – niesatysfakcjonująca. Coraz popularniejsze stają się więc akcje, które zachęcają obywateli do oddania swojego głosu. Zwykle akcje te skierowane są do osób młodych, widać rządy europejskich krajów zgodnie twierdzą, iż należy inwestować w młodzież, starszych spisując na straty. Za 20 lat połowa populacji w wielu krajach europejskich będzie miała więcej niż 50 lat, także należy docenić ów brak logiki w działaniu. Niemniej jednak, jako osoba względnie młoda, zainteresowałam się spotem, którym sam Parlament Europejski zachęca nas do głosowania. Spot pod tytułem „And then came
a lot of sheep” to interesujący sposób wykorzystania storytellingu, by zaangażować widza
w odbiór komunikatu. Z owym filmem zetknęłam się na portalu youtube.com – emitowany był jako reklama przed właściwym materiałem video. Oczywiście, po kilku sekundach taką reklamę można pominąć. Ku mojemu własnemu zaskoczeniu – obejrzałam ją od początku do końca, straciłam całe dwie minuty mojego jakże cennego czasu (nie wiem dlaczego jest cenny, ale wszyscy tak mówią, więc ja także). Z mojego skromnego doświadczenia wynika, iż obejrzenie reklamy poprzedzającej film na portalu youtube.com to niezwykle rzadki przypadek. Dobry soundtrack, świetne zdjęcia
i montaż, wciągająca historia chłopaka, który po raz pierwszy w życiu ma szansę oddać głos w wyborach (co okazuje się niełatwym zadaniem) – wszystko to sprawia, że chętnie oglądamy taki komunikat.
Jednak oprócz samego Parlamentu Europejskiego, do
głosowania w wyborach zachęcają swoich obywateli również poszczególne państwa
europejskie i ich rządy. Polskie realizacje pominę
z aż nazbyt oczywistych powodów. Nie znaczy to jednak, iż spoty w innych krajach można uznać za bardziej udane. Duński parlament bowiem, zaczął zachęcać młodych do głosowania emitując kreskówkę. Kreskówkę specyficzną. Otóż, głównym bohaterem jest w niej Voteman („ten, który głosuje”). Bohater dawniej był zwykłym, nieciekawym chłopakiem, ale za misję życiową obrał sobie zmuszanie ludzi, do udziału w głosowaniu. W pewnym momencie swojego życia zdał sobie sprawę, iż nie oddając głosu w wyborach nie ma żadnego wpływu na regulacje klimatyczne, dotacje
w zakresie rolnictwa, zawartość chemikaliów w zabawkach czy nawet na obostrzenia w kwestii ilości cynamonu w jego ulubionych ciastkach. Filmik rozpoczyna się rozmową dwóch kolegów. Jeden z nich czyta ulotkę opatrzoną flagą Unii Europejskiej i podejmuje decyzję, iż nie zagłosuje w wyborach. Po chwili zostaje z niego sama zakrwawiona głowa. Kolejny kadr przedstawia umięśnionego mężczyznę uprawiającego seks zbiorowy. Nie ma niedomówień, subtelności ani niejasnego przekazu – otrzymujemy jasny komunikat, widząc nagiego mężczyznę otoczonego przez wianuszek na wpół rozebranych, eksponujących swoje piersi i pośladki kobiet. Narządy płciowe są ocenzurowane. Voteman odbiera telefon – ktoś donosi mu o konieczności interwencji. Ubiera się więc, używa delfinów niczym nart wodnych i dociera na duńską ziemię, by siłą i przemocą zmusić obywateli do zawitania w pobliże urn wyborczych. Okłada ludzi pięściami po twarzy, wrzuca ich do lokalu wyborczego, nachodzi parę uprawiającą seks w łóżku by po chwili wyrzucić ich przez okno. Kreskówka została szybko wycofana z emisji, usunięta z profilu parlamentu duńskiego na portalu facebook i youtube, jednak odnalezienie jej w sieci nie stanowi problemu. Spot, na większości polskich stron internetowych, określony został jako „18+” (należy potwierdzić, iż jest się osobą pełnoletnią, zanim uzyska się możliwość obejrzenia go), bądź opatrzony jest komentarzem „Uwaga, spot zawiera treści wulgarne i brutalne”.
z aż nazbyt oczywistych powodów. Nie znaczy to jednak, iż spoty w innych krajach można uznać za bardziej udane. Duński parlament bowiem, zaczął zachęcać młodych do głosowania emitując kreskówkę. Kreskówkę specyficzną. Otóż, głównym bohaterem jest w niej Voteman („ten, który głosuje”). Bohater dawniej był zwykłym, nieciekawym chłopakiem, ale za misję życiową obrał sobie zmuszanie ludzi, do udziału w głosowaniu. W pewnym momencie swojego życia zdał sobie sprawę, iż nie oddając głosu w wyborach nie ma żadnego wpływu na regulacje klimatyczne, dotacje
w zakresie rolnictwa, zawartość chemikaliów w zabawkach czy nawet na obostrzenia w kwestii ilości cynamonu w jego ulubionych ciastkach. Filmik rozpoczyna się rozmową dwóch kolegów. Jeden z nich czyta ulotkę opatrzoną flagą Unii Europejskiej i podejmuje decyzję, iż nie zagłosuje w wyborach. Po chwili zostaje z niego sama zakrwawiona głowa. Kolejny kadr przedstawia umięśnionego mężczyznę uprawiającego seks zbiorowy. Nie ma niedomówień, subtelności ani niejasnego przekazu – otrzymujemy jasny komunikat, widząc nagiego mężczyznę otoczonego przez wianuszek na wpół rozebranych, eksponujących swoje piersi i pośladki kobiet. Narządy płciowe są ocenzurowane. Voteman odbiera telefon – ktoś donosi mu o konieczności interwencji. Ubiera się więc, używa delfinów niczym nart wodnych i dociera na duńską ziemię, by siłą i przemocą zmusić obywateli do zawitania w pobliże urn wyborczych. Okłada ludzi pięściami po twarzy, wrzuca ich do lokalu wyborczego, nachodzi parę uprawiającą seks w łóżku by po chwili wyrzucić ich przez okno. Kreskówka została szybko wycofana z emisji, usunięta z profilu parlamentu duńskiego na portalu facebook i youtube, jednak odnalezienie jej w sieci nie stanowi problemu. Spot, na większości polskich stron internetowych, określony został jako „18+” (należy potwierdzić, iż jest się osobą pełnoletnią, zanim uzyska się możliwość obejrzenia go), bądź opatrzony jest komentarzem „Uwaga, spot zawiera treści wulgarne i brutalne”.
Przewodniczący parlamentu duńskiego Mogens Lykketoft
wystosował komunikat:
„Wielu ludzi, do których opinii mam głęboki szacunek, oceniło film poważniej, jako bardziej obraźliwy niż to było zamierzone. Reakcje w mediach społecznych dzielą sie między tych, którzy uważają, że ten film to nieakceptowalna wulgarność, a tych, którzy myślą, że to niewybredny, ale akceptowalny humor, aby zwrócić uwagę na wybory 25. maja. Ta druga reakcja była tą zamierzoną. Przyznaję jednak,
że w przyszłości Parlament jako instytucja powinien bardziej zwracać uwagę na to pod czym się podpisuje.”
Na portalach
facebook oraz wykop.pl pojawiły się rozmaite, czasem bardzo kreatywne
komentarze, na przykład:
„Najlepiej zachęcą spotem...Jak nie pójdziesz, to cię zarżniemy jak żyrafę. Szurnięci Wikingowie.”
„Fuj, demokracja coraz niżej upada.”
„Swoją drogą… Zobaczcie, że nawet nie kryją tego, że chcą regulować takie głupoty jak np. ilość cynamonu w ciastku.”
„Ogólnie państwa skandynawskie mają manię na temat roli kobiety w społeczeństwie oraz właśnie reklamowaniu kobiet w negliżu, także zdziwiła mnie taka odważna formuła reklamy stworzonej przez rząd duński. Całe szczęście, widzę że chyba w Danii powoli się kończy tak daleko posunięta poprawność polityczna :)”
„To nie może być proeuropejski klip. Brak pedalskiej pary i kobiety z brodą”.
Pozostałe
spostrzeżenia:
- delfiny w skórzanych obrożach z ćwiekami
to ewidentny obraz znęcania się
nad zwierzętami; -
zwróćmy uwagę na cenną informację na
końcu klipu:
„Żaden hipster nie ucierpiał podczas realizacji filmu”.
Reasumując, już w nieco bardziej poważny sposób,
chcę podkreślić, że osobiście nie mogę oprzeć się wrażenie, iż tego typu spot
mógł zostać wykreowany jedynie przez młody zespół ludzi, którzy walczą z
konwenansami i dopiero rozpoczynają swoją karierę w branży reklamowej. Nie dziwi mnie fakt, iż taka reklama została
stworzona, w żaden sposób nie zaskakuje mnie jej treść. Zadziwia jednak kilka innych
kwestii. Po pierwsze, połączenie poważnej tematyki i istotnego dla Europy wydarzenia z
beztroskim, dość wulgarnym i nietypowym przekazem. Po drugie, komunikat
promujący udział w wyborach, który raczej zniechęca do głosowania, wzbudzając jedynie
kontrowersje. Po trzecie, kampania łamiąca wszelkie zasady szeroko pojętej i szeroko
promowanej poprawności politycznej i, po czwarte, przekroczenie granic nie
tylko poprawności politycznej, ale także dobrego smaku. Nie sposób jednak
zaprzeczyć, iż zgodnie z tym, co można przeczytać na wielu forach dyskusyjnych, duński spot stworzył
możliwość otwartej dyskusji na temat wyborów do Parlamentu Europejskiego czy
polityki europejskiej. Szkoda, iż dyskusja ta zdaje się być daleka od wszelkich
istotnych zagadnień i merytorycznych argumentów.
A mi się tam Voteman podobał, prawdopodobnie zresztą tylko dzięki niemu zagłosowałem w tych wyborach, ponieważ jako mało ogarnięty wyborca nawet nie wiedziałem kiedy są wybory do Europarlamentu i właśnie dzięki wiralowemu zasięgowi tego spotu dowiedziałem się, kiedy one są, dzięki czemu miałem dość czasu na zorientowanie się w formalnościach jakich trzeba dopełnić, żeby dopisać się do listy wyborców za granicą. Spot miał wzbudzić zamęt i taki cel też osiągnął, główny zarzut jaki mam do niego to nie przekraczanie granic dobrego smaku i poprawności politycznej (za którym to konceptem zresztą nieszczególnie przepadam), tylko promowanie przymusu głosowania - cechą demokracji jest wolność wyboru, i to zarówno wyboru swojego reprezentantu, jak i wyboru czy chcę głosować czy nie.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o brzydkie i nieciekawe spoty w naszej telewizji, to cóż, trudno się nie zgodzić, ale warto z czystego sentymentu przypomnieć sobie to: https://www.youtube.com/watch?v=wAF4LbLb3Ew