czwartek, 31 stycznia 2013

My - siataniści



Moje wrażenia po zetknięciu z książką  „W świecie reklamy i reklamożerców” .

Wstęp zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Mamy tu bowiem półtorej strony o strasznej, okropnej współczesności, jawiącej się jako pustynia czy labirynt, w którym zatracamy cel istnienia i gubimy porządek rzeczy. Z drugiej strony są tu odniesienia do całkiem miłej starożytności, w której ludzie ponoć zdawali sobie sprawę ze swojej marności, wykazując pokorę, szacunek do natury oraz postawę, ogólnie rzecz biorąc, radosną. Jak dla mnie – błąd. Po co porównywać nieporównywalne płaszczyzny, robiąc to dodatkowo w kilku ogólnikowych zdaniach, które zupełnie nie oddają istoty problemu? Osobiście nie sądzę, aby natura ludzka bywała kiedyś lepsza lub gorsza niż obecnie, chociaż przyznaję rację hipotezom, iż współcześnie nie żyje się prosto. Większym błędem wydaje mi się natomiast odniesienie do Kartezjusza, interpretacja „Cogito ergo sum” w kategoriach „ Im myślisz więcej, tym bardziej jesteś” i wyciąganie z tego konkluzji, że „człowiek żyjący dzisiaj powoli zanika”. Kartezjusz zrobił nam wszystkim krzywdę oddzielając ludzką duszę od ciała, krzywdę z której dopiero współcześnie powoli się otrząsamy, więc ja bym do niego nie nawiązywała wcale, wolałabym się na niego obrazić.

Ale o czym my mówimy? Przecież to miała być książka o świecie reklamy...

Kiedy jednak przebrniemy przez wstęp i rozdział pierwszy, głoszący, iż nasze interakcje są raczej sztuczne i  w ogóle niemal nie istnieją, jest już nieco lepiej. Wprawdzie dowiadujemy się, 
że  nasze „myślenie o Innym przestało być myśleniem o horyzoncie Dobra” a „miejsce moralności zajęła <<sfera handlowa>>”, jednak należy przyznać, że zarówno ten, jak i kolejne rozdziały na temat reklamy oraz jej konsumentów, są satysfakcjonujące.  Albo nie, nie powinnam pisać, 
że książka jest satysfakcjonująca w sytuacji, gdy autorka kieruje pod adresem współczesnych ludzi oskarżenie: „Imperatyw kategoryczny Kanta zastąpiony został imperatywem rozkoszy 
i przyjemności. Każde działanie ma być więc rodzajem masturbacji – musi sprawiać przyjemność.” Więc może lepiej nie będę się przyznawać do użycia książki w niecnym, „niekantowskim” celu.

„Świat wymaga dziś od człowieka nie tworzenia, ale konsumowania. To konsumowanie stało się naszym podstawowym zachowaniem. Człowiek współczesny przestaje cokolwiek rozumieć 
z docierających do niego informacji – co powinien jeść, jakich kremów używać, jak pachnieć, 
co kupić dzieciom, by okazać im miłość. Wszechobecna reklama (telewizyjna, radiowa, prasowa, internetowa, ogłoszeniowa, plakatowa itd.) uświadamia mu, że ma więcej potrzeb niż kiedykolwiek przypuszczał.”

Trzeba jednak zauważyć, że niewątpliwą zaletą książki jest kontakt z rzeczywistością. Znajdują się tu wyniki badań prowadzonych wśród konsumentów, w tym ludzi młodych, czy wyjaśnienia neologizmów (np. „siatanizm „ – „w języku ludzi młodych całkowite poddanie się konsumpcyjnemu trybowi życia, bez zdolności do jakiejkolwiek refleksji.”), znane hasła reklamowe i objaśnienia chwytów retoryczny, jakie wykorzystują.

Rozdziały mówiące stricte o reklamie i rodzajach konsumentów – jak dla mnie bez zarzutu. Mnóstwo przykładów i trafnych spostrzeżeń.

Muszę przyznać, że wybranie z omawianej książki tego, co najlepsze, wymaga od czytelnika dużej dozy krytycznego myślenia. Niemniej jednak da się, toteż polecam.

Mural grupy Twożywo z http://www.myfinepix.com/it/node/243260


http://www.myfinepix.com/it/node/243260



Źródła:

     Walotek-Ściańska Katarzyna, W świecie reklamy i reklamożerców. Bielsko-Biała : Wyższa Szkoła Administracji, 2010.
http://www.myfinepix.com/

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Społecznie przeciwko AIDS cz.2

Poprzednia część serii "Społecznie przeciwko AIDS" mówiła o edukacyjnej polskiej kampanii 
"ABC seksu w obrazkach" oraz o wykorzystaniu humoru w kampaniach służących walce z chorobą. Dzisiaj natomiast, będą przykłady akcji wykorzystujących mniej lub bardziej bezpośrednie odniesienia do śmierci oraz epatowanie drastycznymi i nieprzyjemnymi obrazami.

Zarówno jedne, jak i drugie z wymienionych wyżej sposobów zwrócenia uwagi na problem - jeśli przedstawiane są dosadnie - bywają nieprzyjemne w odbiorze. Odbiorca nie lubi patrzeć na chorobę i myśleć o śmierci. Jeśli nawet jego uwaga zostanie przyciągnięta przez interesującą formę przekazu, to trudno powiedzieć, czy sam problem, o którym ów przekaz traktuje, 
nie zostanie wyparty ze świadomości. Zwykle bowiem, w zetknięciu z podobnymi kwestiami staramy się myśleć "mnie to nie dotyczy". Bardzo dobrze, że tak myślimy, ponieważ gdybyśmy utrzymywali stałą świadomość ilości i charakteru czyhających wokół zagrożeń dla naszego życia oraz zdrowia, to nikt nie wytrzymałby bez cudownego leku na wszystko - prozacu. A i to by może nie pomogło. Dlatego rodzi się pytanie: czy straszenie jest tu dobrym sposobem? I jest to pytanie dotyczące nie tylko walki z AIDS, ale kampanii społecznych jako takich. 
Odpowiedź, którą możemy znaleźć w literaturze tzw. przedmiotu mówi, że adwersarz faktycznie może się wystraszyć, dlatego należy podać sposób, w jaki mógłby on uniknąć niepożądanego losu przedstawionego w przekazie. Bez jasnego ukazania takiego sposobu żadna kampania społeczna nie odniesie sukcesu, wręcz przeciwnie. Czy jednak poniższe przykłady odnoszą oczekiwany skutek i wywołują odpowiednie działanie (bezpieczny seks), czy może są przez nas ignorowane?



















Źródła: